Sen o własnym domu, zamiast ławki w parku
Kładłem się już właśnie spać, gdy nagle poczułem jeszcze usilną potrzebę przebiegnięcia wzrokiem po mojej biblioteczce, gdzie znaleźć można między innymi coś na dobry sen. Organizm słusznie domagał się nużących treści, umysł zmęczony całodzienną pracą szukał wytchnienia w procesie stopniowego popadania w bezmyślność. Cóż za radość sprawiłem sobie więc oglądając po raz kolejny grzbiety dobrze mi znanych, grubych opracowań, stojących wespół z chudymi, pozbawionymi napisów grzbietowych wydawnictwami broszurowymi. Tam zawsze panowała zgoda i harmonia – i to nawet wtedy, gdy po raz pięćdziesiąty piąty zmieniałem ustawienie książek na wszystkich 28 półkach regału.
Ruch to zdrowie, a i trochę świeżego powietrza dostanie się pomiędzy kartki – jak zwykłem mawiać.
Nie mogłem zdecydować się pomiędzy Bronią i strojem rycerstwa polskiego w średniowieczu Andrzeja Nadolskiego (Ossolineum 1979) a Podręczną gramatyką języka polskiego Michała Aworskiego (WSIP 1986). Obie pozycje, nie umniejszając ich wartości edukacyjnych, wydawały mi się wręcz idealne do wejścia w fazę wolnych ruchów gałek ocznych. Na wszelki wypadek błądząc jeszcze wzrokiem po sąsiednych półkach, natrafiłem jednak na dwie stojące nieomalże obok siebie publikacje o zaskakująco podobnych tytułach:
- „Plan Wiednia dla osób bezdomnych” wraz z załączoną mapą punktów konsultacyjnych oraz noclegowni,
- „Ludzie bezdomni” Stefana Żeromskiego (Wydawnictwo Lubelskie 1987).
Nie mogąc wieczorem zdobyć się intelektualnie na bliższe zapoznanie się z tak poważnym tematem, postanowiłem następnego dnia sprawdzić w oparciu o ogólnie dostępne materiały, jaka jest skala problemu bezdomności w Wiedniu. Położyłem się więc i zacząłem zasypiać, rozmyślając z docenianiem o komforcie własnych czterech ścian i łóżka, co do którego sam mogłem wybierać sobie wzór i kolor pościeli. Wszystkie moje kłopoty i troski zbladły w porównaniu z bezdomnością, której przecież nie doświadczałem. Spokojny zgasiłem lampkę i zasnąłem.