Gaz do dechy, moja Warszawo!
Jednym z tematów porannej kawy była dziś kwestia maksymalnej prędkości, z jaką wolno jechać samochodem. Ustaliliśmy, że granicę taką definiują oczywiście przepisy, a konkretnie:
- ogólne ograniczenie prędkości (autostrada, teren zabudowany, niezabudowany itd.),
- ustawione znaki drogowe i
- sytuacja na drodze.
Wtedy właśnie usłyszałem intrygujące pytanie:
Skoro na przykład w Austrii nigdzie nie wolno jechać szybciej niż 130 km/h, to dlaczego produkowane auta osobowe mogą jechać nawet ponad 200 km/h?
Jako niezawodowy kierowca mogłem od razu podać następujące wyjaśnienie:
- są kraje, w których wolno jechać szybciej;
- są sytuacje, w których na chwilę trzeba przyspieszyć, aby uniknąć niebezpieczeństwa;
- samochód mogący fabrycznie osiągnąć maksymalnie jedynie 130 km/h mógłby stać się przy tej prędkości niestabilny, głośny i bardzo nieekonomiczny.
Nie ukrywam, że byłem z siebie bardzo zadowolony mogąc tak szybko udzielić odpowiedzi. Kiedy usiadłem jednak do komputera, kwestia ta skłoniła mnie w kontekście przepisów ruchu drogowego a także na gruncie moralnym do nieco głębszych rozważań na temat ewentualnych konsekwencji nierozsądnie szybkiej jazdy. Postanowiłem na wstępie zapoznać się z ograniczeniami prędkości w różnych krajach Europy. Pierwsze zaskoczenie pojawiło się u mnie już na początku, gdy dowiedziałem się, że
w Polsce wolno jechać na autostradzie nawet 140 km/h.
W Niemczech natomiast, za wyjątkiem ewentualnych znaków drogowych, nie ma na autostradach żadnego ograniczenia prędkości. W oparciu o dane statystyczne przypuszczam, że połowa kierowców osiąga na europejskich auostradach prędkość 150 km/h a jedna czwarta nawet więcej. Czy to rozsądne? – zapytałem sam siebie. Odpowiedź oparłem na następujących założeniach:
- ustawodawca dysponuje danymi statystycznymi i potrafi określić, jaka maksymalna prędkość jest na danym odcinku rozsądna. W przeciwnym razie byłbym zmuszony bazować jedynie na swoim wyczuciu;
- znaki drogowe ograniczające prędkość uprzedzają mnie o niebezpieczeństwie. Na przykład chociaż czasami nie rozumiem na początku, dlaczego muszę zwolnić powiedzmy do 80 km/h, nie stawiam sobie tego pytania, gdy koła mojego auta zaczynają chwilę póżniej boleśnie odczuwać oszczędności poczynione względem nawierzchni;
- poradzenie sobie z bólem fizycznym i emocjonalnym po spowodowanym przez siebie wypadku drogowym jest mimo wszystko łatwiejsze, gdy doszło do niego mimo trzymania się przepisów i zachowania jak najdalej idącej ostrożności.
O, Warszawo 203/223!
Bedąc swoją drogą zdecydowany nadal czynić zadość wymaganiom ustawodawcy, dla odprężenia poszukałem przykładu samochodu, którego maksymalna prędkość podana przez producenta rzeczywiście wynosiła te austriackie 130 km/h, z którymi jestem oswojony. Z nieskrywaną radością poznałem w ten sposób bliżej auto Warszawa 203/223 produkowane głównie w latach sześćdziesiątych XX wieku, którego zdjęcie wykonane przeze mnie w latach dziewięćdziesiątych stanowi ilustrację tego artykułu.